Z rozmowy z Leszkiem Konarskim:
Dawniej łatwiej było hierarchizować pisarzy, autorytety pisarskie były na ogół bezsporne. Każdą nową książkę Nałkowskiej czy Tuwima wypadało znać. Dziś zmniejszyło się znaczenie kultury literackiej dla prestiżu społecznego. Niewielu odczuwa potrzebę orientowania się w nowościach literackich. Może to również wina literatury, bo od dłuższego czasu nie widzę na jej wysokich półkach takiej pozycji, która by była czymś więcej niż wydarzeniem jednego sezonu. W niedawnym numerze „Gazety Wyborczej”, w tekstach poświęconych osiągnięciom 2009 r. w dziedzinie kultury, rubryki „literatura” w ogóle nie było. Na pewno mam gust staroświecki, na pewno moje oczytanie w młodej i średnio młodej literaturze polskiej jest niewystarczające, więc uogólnianie może być krzywdzące. Wydaje mi się, że polska literatura miota się między skrajnym naturalizmem, na wpół publicystyczną, jaskrawą satyrą a udziwnieniem, groteskowym lub mitologizującym. Tymczasem ja szukam prozy, jak to mówił Henryk Vogler, o normalnej temperaturze, która mówi serio i odpowiedzialnie o różnych naszych ludzkich sprawach – społecznych, egzystencjonalnych, psychologicznych – tak jak pisze dziś np. Wiesław Myśliwski. I szczerze mówiąc, bardziej pożywna jest dla mnie literatura dokumentu osobistego, np. dzienników Jana Józefa Szczepańskiego czy Stefana Chwina, niż większość nowości powieściowych. Martwi mnie także to, że dzisiejsza proza imitująca czy parodiująca mowę potoczną w jej wersji prymitywnej, czy nawet wulgarnej, przestała być wzorem poprawnej, tym bardziej pięknej polszczyzny, jak kiedyś proza Dąbrowskiej czy Iwaszkiewicza.
|
|