Głębokiej ciszy doświadczył być może Juliusz Słowacki, gdy znalazł się w Grecji w miejscu zwanym Grobem Agamemnona... – o ile efekt harmonii milczącego kamiennego grobowca, głosów natury i echa wiecznego, płynącego spoza granic świata materii, o czym pisał w słynnym liryku, nie jest jedynie wytworem jego poetyckiej wyobraźni. Wiemy, że Słowacki był w rzekomym grobowcu Atrydów. Czy rzeczywiście zerwał listek z rosnącego na skraju ruiny dębu, łudząc się, że przemówi do niego jeden z duchów umarłej Hellady? Grób Agamemnona powstał mniej więcej w połowie twórczej kariery Słowackiego i wydaje się, tak jak podróż, którą poeta odbywał po Grecji i Ziemi Świętej, ważnym elementem poetyckiej biografii autora Króla – Ducha. Według Ryszarda Przybylskiego, właśnie w czasie wędrówki po ziemi Homera rodził się w poecie genezyjski wizjoner, który na początku lat czterdziestych XIX wieku stwierdzi, że odkrył tajemnicę istnienia wszechświata. Tajemnica ta została mu, jak twierdził, objawiona, lecz uważny czytelnik Pieśni VIII musi stwierdzić, że Słowacki chyba już wtedy nosił ją w sobie, bo jeśli było inaczej, skąd słowa, mówiące o tym, że jedynym ratunkiem dla umarłej ojczyzny jest zniszczenie starej formy i stworzenie nowej, doskonalszej przez zmartwychwstanie ducha?
|
|